Ping

Ping to dźwięk jaki wydaje sonar łodzi podwodnej chcącej sprawdzić w jakiej odległości znajduje się inna łódź podwodna. Wadą tegoż rozwiązania jest to, że obca łódź dostaje informację gdzie znajduje się łódź robiąca ping. I tak jest wtedy, gdy chcemy się do kogoś zbliżyć, nie tylko poznajemy jego myśli ale również pokazujemy własne. Ma to oczywiście wiele zalet, ale ma też wady (jak wszystko zresztą). Każdy chyba ma myśli, których nie chce przed nikim zdradzić. Bo są one z gruntu złe (np. życzenie komuś nieprzyjemnych rzeczy), bo są paranoiczne (np. strach przed usiąściem na kiblu bo coś z niego wylezie) bo są zwyczajnie głupie (np. dodanie czosnku do lodów waniliowych). Ale po to jesteśmy istotami myślącymi, by dzielenie się myślami, emocjami było istotnym czynnikiem interakcji. Nawet jeśli jest to trudne, nawet kiedy ciężko ubrać w słowa działalność demonów w mózgu, trzeba próbować. Te najgłupsze myśli, wypowiedziane na głos, poddane wyartykułowaniu nagle stają się bez znaczenia i pozbawione aspektu paranoi. Usilnie staram się nie kumulować złych myśli i emocji, nie zbierać ich w zakamarkach mózgu. Wyrzucam je i przestają doskwierać. Ot, taka terapia 🙂 Ale również słucham ping-ów nadchodzących z drugiej strony, słucham tamtych myśli i czuję, że jestem blisko. Taką bliskością jakiej zawsze pragnęłam. Bez zamykania dostępu, bez strachu że zniknę. Takie cudne momenty: wspólne siedzenie na kanapie, zwykłe zakupy, rozmowa przez telefon.

Dziś znalazłam w poczcie list od osoby z forum (którą zresztą bardzo cenię za odwagę by się przeciwstawiać pewnym streotypom), która napisała bym powspominała Mamę. Bardzo jej dziękuję, gdyż sama mam na to wielką ochotę, tylko nie bardzo wiem jak zacząć.

Rodzice poznali się w Moskwie na sylwestrze. Jak na Rosjankę to Mama była bardzo nietypowa. Wysoka (jak na tamte czasy), bardzo szczupła (Tata obejmował ją w tali dłońmi). Przyjechała do Polski bez znajomości realiów, języka, z malutkim dzieckiem i Mężem wiecznie w rozjazdach. Myślę, że było jej bardzo ciężko, ale nigdy się nie skarżyła. Śmieliśmy się z niej zawsze (ale czule i bez złośliwości), że od dzieciństwa została totalnie zindoktrynowana i zrobili jej pranie mózgu. W tamtych czasach rodzice mieli niewielki wpływ na wychowanie dzieci: tygodniowe żłobki i przedszkola, wyjazdy na obozy pionierskie (pewnie stąd brały się w niej niewyczerpane pokłady miłości). Doprowadziło to do tego, że ona do końca uważała Stalina za najlepsze co się przytrafiło Rosji, a Putin był jej ulubieńcem (podpadł, gdy w cerkwi całował ikony). Mimo że mówiła bardzo dobrze po polsku (dużo czytała) to na zawsze zachowała ten śpiewny akcent z dalekich stron. Zawsze wzruszała tym ludzi i wielu załatwiało dla niej nawet nieosiągalne rzeczy. Była przy tym bardzo życzliwa ludziom i światu. Irytowała mnie swoją naiwnością w podejściu do ludzi. Nikt nie był zły, wszyscy zasługiwali na wyrozumiałość. Ponieważ moje liceum było bardzo blisko naszego mieszkania zawsze po szkole a często nawet na dużej przerwie wpadaliśmy do domu. A ona czekała na nas z herbatą, ciasteczkami. Nigdy się nie skarżyła na robienie 50 herbaty. Niektórzy z moich znajomych mówili do nich „mama i tata”. A potem, kiedy urodziłam Syna na pierwszym roku studiów nawet chwilki się nie zastawiała i przejęła w dużym stopniu opiekę nad nim, by pozwolić mi na skończenie studiów.

A potem umarła, leżała na klatce, przerażona…

I ciągle nie mogę uwierzyć, że to już na zawsze.

Jedna odpowiedź to “Ping”

  1. madau Says:

    Przepieknie wspominasz Swoja Mame kochana. Jestem pod wrazeniem. Pozdrawiam cieplutko!

Dodaj komentarz